wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 4


Rozdział 4

- Nie mam powodów by Ci ufać - wywróciłam oczami. - Nie mam pojęcia kim jesteś i czego ode mnie chcesz.
- Mądra z Ciebie dziewczyna, gdyby było inaczej byłbym rozczarowany.
Zatrzasnął drzwi i po chwili pojawił się po drugiej stronie. Wsiadł za kierownicę  i uruchomił silnik.
Zignorowałam jego komentarz zamiast tego patrzyłam, jak próbuje wycofać samochód i jak najszybciej wyjechać spod szkoły. Obserwowałam jak marszczy brwi i klnie pod nosem, kiedy samochód za mocno kręcił lub gdy ktoś podjechał zbyt blisko. Znikł miły Justin.
W końcu znaleźliśmy się daleko od szkoły i teraz zostaliśmy tylko we dwoje.
- Mieszkam w dworze za miastem. Prowadzi do niego prywatna droga przy wylocie z miasta - poinformowałam go.
- Wiem gdzie mam jechać - odparł sucho.
- Cudownie – mruknęłam. -  Ale to nie jest droga do mojego domu.
- To także wiem. Nie jadę do twojego domu. 
Jechaliśmy dokładnie w przeciwnym kierunku jeśli mam być dokładna.
- Ale obiecałeś! Powiedziałeś, że odwieziesz mnie do domu! - podniosłam głos.
Nie czułam się bezpieczna w jego towarzystwie. Napawał mnie lękiem w jakiś dziwny sposób. Oparłam głowę o szybę. Co mam teraz zrobić.
- Spokojnie Nastyo. Najpierw wszystko Ci wyjaśnię, a potem  wrócisz do domu - obdarzył mnie łagodnym spojrzeniem. - Nie zrobię Ci nic złego.
- Zależy od twojej definicji zła. Według mnie poprawnie to zło.
Jego śmiech wypełnił samochód.
- Nie porwałem Cię skarbie. Wsiadłaś do mojego auta z własnej woli - nadal się śmiał, kiedy jednak spojrzał na mnie i zobaczył, że mi nie jest do śmiechu natychmiast spoważniał. - Przepraszam. Słuchaj jesteś bezpieczna, nie musisz się mnie obawiać. Pokażę Ci coś, a potem Cię odwiozę.
Zapadłam się głęboko w skórzany fotel.
Spojrzałam na niego. Ciemne oczy  przyglądały mi się uważnie.
- Jedziemy na cmentarz - odezwał się po chwili.
Jakbym nie wiedziała dokąd prowadzi droga, którą jedziemy. Nie zaskoczył mnie fakt, że na cel naszej podróży wybrał akurat cmentarz.
Może nawet spodziewałam się tego. W końcu jestem medium. Czego mógł chcieć ode mnie, jak nie czegoś związanego z tym.
Zatrzymał auto pod bramą cmentarza. Na szczęście przestało padać i bez obaw można było wyjść na zewnątrz.
Wyszedł z auta, obszedł je i otworzył mi drzwi. Potem ruszył przed siebie. Szedł ścieżką między nowymi nagrobkami.
- Dokąd idziemy? Justin! - Szedł szybko i nie patrzył na mnie. Zostałam nieco z tyłu przez omijanie kałuż, próbując nie wejść w żadną i nie ubrudzić butów i spodni. - Zaczekaj!
W końcu zatrzymał się przed jednym z grobów. Przyklęknął przed nim i zgarnął z niego kilka liści. Wstał, a kiedy się odsunął jego twarz wykrzywił grymas  ogromnego  smutku.
Spojrzałam na grób.  Zatkało mnie.
- O cholera! -  wykrzyknęłam - No nieźle!
Patrzyłam na grób chłopaka, który stoi obok mnie. Niesamowite i przerażające jednocześnie.  Napisy na grobie mimo upływu dwudziestu lat nadal były wyraźne.

Justin Bieber
ZMARŁY: 28.03.1996r.
ŻYŁ 20 LAT

Na grobie było też zdjęcie. Justin uśmiechał się z niego wesoło.
- Jesteś duchem?
-  I tak i nie... Powinienem być, ale nie jestem...To trudne do wyjaśnienia. - Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale najwyraźniej zrezygnował. Obszedł nagrobek i przesunął dłonią po czarno-białej fotografii.
- Jak to się stało? - Zapytałam szeptem.
- Masz na myśli, jak skończyłem wąchając kwiatki od spodu?
Skinęłam głową.
- Zostałem zamordowany. Otrzymałem trzy kule w klatkę piersiową. Jednak zamiast iść do nieba, piekła lub co tam następuje po śmierci, po prostu obudziłem się. Leżałem na tej ulicy, moje ubrania były brudne od krwi. Mimo to nie miałem śladu po kulach. W końcu podniosłem się i ruszyłem w drogę do domu. Tam pod bramą powitał mnie ołtarz żałobny złożony z kwiatów, moich zdjęć, pluszaków i listów do mnie. Do martwego mnie. Zanim zorientowałem się co się stało, minęło kilka dni. Wreszcie znalazłem to... - wskazał na nagrobek - a w mojej głowie odezwały się głosy. Powtarzały, że nie powinno mnie tu być i że zostanę ukarany za powrót. Praktycznie powtarzają to cały czas, bez przerwy. Nie mam pojęcia jak to przerwać - stanął obok mnie. - Najgorsze jest to, że ja bym chciał odejść, ale nie wiem jak.
Objęłam się ramionami i przez chwilę oboje patrzyliśmy na nagrobek. Jakby to on zawierał wszystkie informacje.
Było mi żal Justina. No bo w końcu przeżył swoją śmierć. Po stanie grobu można sądzić, że rzadko kiedy ktoś go odwiedza.
Ogarnął mnie smutek. Nie wyobrażam sobie jakie to uczucie stać nad własnym grobem.
Nagle wpadła mi do głowy pewna myśl.
- Ale skoro, jesteś tak jakby żywy to czy w grobie znajduje się twoje ciało?
- Nie wiem. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić - odparł patrząc w niebo.- Chodź, odwiozę Cię.
Szliśmy ramię w ramię przez cmentarne ścieżki w ciszy.
Nadal zastanawiałam się nad tym skąd o mnie wiedział. Mówił, że mnie szukał i czekał na nasze spotkanie. To znaczy, że mnie obserwował, śledził.
Może nie raz był świadkiem rzeczy które robiłam, a o których nie miał wiedzieć nikt.
Chciałam go o to zapytać. Nie zrobiłam tego jednak. 
- Przez pewien czas Ramona powtarzała, że zna sposób abym mógł odejść - odezwał się otwierając mi drzwi samochodu.
Ramona? Znam tylko jedną kobietę o takim imieniu. Moja lekko zdziwaczała nauczycielka chemii. Ciekawe czy ona jest w to zamieszana.
- Kłamała?
- Przez dwadzieścia lat - roześmiał się gorzko. - Tkwię tu bez sensu, a ona zwodziła mnie. Wiesz kiedy utwierdziłem się w przekonaniu, że żyję chociaż nie powinienem - znalazłem ją. Obiecała mi pomóc.  Jest bardzo podobna do Ciebie. Jednak z tego co zdołałem się przekonać jest słabsza. Gdy powiedziałem, że chcę się zwrócić z prośbą o pomoc do twojej rodziny, nie była zadowolona - uruchomił samochód i ruszył w drogę.
Ramona Froman jest taka jak ja. No nieźle.
- Jak mnie znalazłeś?
- Przez twoją babcię. Wiesz ludzie plotkują, kiedyś usłyszałem jak mówili o niej. Zwróciłem się o pomoc do Anastazji.  Niestety twoja babcia zmarła zanim zdążyła mi pomóc, jednak  zostawiła mi list, w którym kazała zwrócić się o pomoc do jej wnuczki, gdy ta  dorośnie - spojrzał na mnie przez chwilę.
Więc moja babcia znała Justina i to ona go do mnie przysłała. Najwyraźniej myślała, że będę chętna do pomocy tak jak ona. To  nas właśnie różniło najbardziej - ona chciała pomagać ludziom, a ja nie za bardzo.  Ona mówiła o swoim darze, ja chowam go dla siebie.
- Odnalazłem Cię jakiś rok temu. Od tego czasu mam Cię na oku – zamilkł, a po chwil dodał. - Źle to zabrzmiało. Wiem, że widzisz zmarłych i im pomagasz. Widziałem jak odprawiasz rytuały, jak czytasz Księgę Cieni, jak przywołujesz żywioły. Czekałem na okazję, aby z tobą porozmawiać. Chciałem byś mi uwierzyła i zgodziła się pomóc.
Zatrzymał Rovera pod moim domem. Z pochmurnego dnia zrobił się zmierzch i  w oknie kuchennym paliło się światło. Mama krzątała się po kuchni szykując kolację.  Pewnie zastanawia się, gdzie jestem i czemu mnie zadzwoniłam.
- A jeśli się nie zgodzę? - Otworzyłam drzwi i wysiadłam. - Pomóc Ci.
Westchnął, przeczesując włosy dłonią. Ten gest wyrażał bezradność.
- Będę zmuszony trwać tu już zawsze - miał bardzo smutny głos.
-  Czego ode mnie oczekujesz  Justin? Co według Ciebie jestem w stanie zrobić?

- Możesz zakończyć moją egzystencję... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz