czwartek, 14 kwietnia 2016

Rozdział 3

ROZDZIAŁ 3

Przez ułamek sekundy nie miałam pewności czy to ta sama postać. W jego obecności tutaj było coś niepokojącego. Z radością zauważyłam, że dziewczyny rzucają mu spojrzenia. To znaczyło, że go widzą co z kolei oznaczało że jest żywy, a nie jest widmem.
Chłopak podniósł głowę, a mi zaparło dech.
Spojrzała na mnie para hipnotyzujących, ciemnych oczu okolonych czarnymi rzęsami.
Patrzył prosto na mnie. Lekko przekrzywił głowę, a kącik jego ust uniósł się.
Nie odrywając ode mnie wzroku pokazał mi ręką, że mam za nim pójść.
Cholera. Sposób w jaki na mnie patrzył, jak zrobiło mi się zimno, jak przeszedł mnie dreszcz nie zachęcał do bliższego kontaktu.
Przewróciłam oczami na samą siebie. Po co się zastanawiam co robić skoro i tak pójdę.
Poszłam więc jego śladem. Rozejrzałam się dookoła i znalazłam go opierającego się o pień wielkiego, starego drzewa.
Zbliżyłam się do niego. 
Obdarzył mnie szerokim uśmiechem. Powoli skrzyżowałam ręce na piersiach.
Teraz, z bliska dokładnie mu się przyjrzałam.
Słodki Jezu, Ciemnooki był... Był tak boski, że dziewczyny pewnie dla niego wariowały. Wysoki, o głowę wyższy ode mnie, szeroki w barach. Atletyczna budowa ciała, brązowe włosy, wyraźne kości  policzkowe oraz miał szerokie i wyraźne, pełne usta. Po prostu ideał  aż proszący się o to, żeby dla niego oszaleć. I do tego jeszcze te oczy. Ja cię kręcę...
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że on coś mówi.
- Co mówiłeś ? – Zapytałam.
- Chciałem się tylko przywitać.
- Okey.
Odczekałam chwilę, ale on nie zamierzał nic więcej powiedzieć, tylko wsunął ręce do kieszeni. Chociaż byłam tak bardzo ciekawa co robił na cmentarzu, stałam cicho czekając na jego ruch. Widziałam jednak w jego oczach, że on wie, że ja tam byłam i że go widziałam. I co gorsza, zamierza wykorzystać tę informację.
- Super przebranie – zauważył po chwili.
Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie. Nieznajomy uśmiechnął się szerzej.
- Co powiedziałeś?
- Że ekstra wyglądasz. – powtórzył.
- I wyciągnąłeś mnie tylko po to, żeby pochwalić  mój strój... Cóż...to ja wracam do przyjaciół.
- Zaczekaj! – Zawołał.
- Co?
Chłopak uśmiechnął się szeroko. Podał mi dłoń, którą chętnie uścisnęłam.
-  Justin Bieber.
- Nastya Nethers.
Milczał przez chwilę, jakby się nad czymś głowił.
- Jak się wymawia twoje imię? - Zapytał w końcu.
- Nas- tja - westchnęłam z irytacją. Zawsze to samo.
- Rosyjskie?
- Skrót od Anastazji. Słuchaj, naprawdę chcesz rozmawiać o moim imieniu?
Przez chwilę milczał uważnie mi się przyglądając.
- Cieszysz się niezłą reputacją. Ty i twoje imię.
Pokręciłam głową.
- Nic o mnie nie wiesz. Nie znamy się.
- I tu się mylisz moja droga.  Znam Cię. Wiem kim jesteś i co robisz.
- Rozczaruję cię. Nie mam pojęcia o czym mówisz. - Chciałam się odwrócić i odejść, ale złapał mnie za rękę.
- Za długo czekałem na okazję, żeby cię spotkać.
- Nie wiem o co Ci chodzi i nie mam zamiaru się dowiedzieć. - Odwróciłam się i zanim zdążył mnie zatrzymać, wróciłam na imprezę. Obejrzałam się, jednak go nie zobaczyłam. Całe szczęście. Moje serce przyśpieszyło ze strachu.
- Hej. Gdzie byłaś? - Zapytała Nina, kiedy pojawiłam się u jej boku.
- Nie pytaj...

***
Przyznam się do czegoś.
Przez cały weekend myślałam o Justinie.
Żeby go szlag trafił.
Po pierwsze, nie mogłam pozbyć się z głowy tego jak wygląda. Nie mówię, że miękną mi kolana i mam ochotę zemdleć na samo jego wspomnienie, ale jego uśmiech i oczy...
Po drugie żałowałam, że go nie wysłuchałam. Siedząc w domu zastanawiałam się o co mu chodziło. Cały czas jego gadanina, która wtedy wydawała mi się bez sensu, siedziała mi w głowie. Trochę się go bałam. Za dużo mógł wiedzieć, a to mogło oznaczać, że był niebezpieczny.
I tak oto nadszedł poniedziałek...
Stałam przed lustrem i kończyłam się ubierać , związałam jeszcze włosy w luźnego
koka.  Z kuchni usłyszałam krzyk Alexa.
- Nastya, masz minutę!
Alex, a właściwe Alexander, to mój straszy bart. Alex jest ode mnie dwa lata starszy i nigdy by się nie wyparł pokrewieństwa ze mną, ponieważ jesteśmy jak dwie krople wody. Obydwoje mamy czarne  włosy, chociaż jego są ciemniejsze od moich, błękitne oczy. Mój brat to typowy przystojniaczek z fryzurą i stylem na złego chłopca.
- Nie masz dziś zajęć?! - Zapytałam zbiegając po dwa stopnie na raz.
- A chcesz iść pieszo do szkoły? - Odparł idąc przede mną przez hol. - Mamy nie ma, a twój samochód znów jest w warsztacie, ponad to leje jak z cebra. Rusz tyłek...
Wiedział, że nie mam wyboru. Dupek nawet na mnie nie poczekał, tylko wyszedł wpuszczając do domu chłodne powietrze. W biegu założyłam płaszcz.
Niestety mój brat miał rację. Pogodowa nie była ciekawa i nie zapowiadało się na to, żeby w najbliższym czasie miało się coś zmienić. Niebo pokrywała gruba warstwa ciemnych chmur, szczelnie zasłaniając słońcu dostęp. Oprócz tego padał rzęsisty deszcz. W drodze z domu do samochodu Alexa (BMW X8) zdążyłam zmoknąć. Było szaro, ponuro i zimno.
Najwyraźniej mój bart był dziś nie w sosie, bo całą drogę milczał. Odezwał się dopiero kiedy podjechaliśmy pod moje liceum.
- Dziś sprawdzę co z twoim samochodem.
- Dzięki. - Rzuciłam wysiadając z wozu.
- Bądź grzeczna mała - uśmiechnął się.
Zamknęłam drzwi i przebiegłam przez parking, aby uchronić się przed ulewą.
Chciałabym się móc pochwalić, że moja szkoła wyróżnia się z pośród tysiąca ogólniaków w kraju. Ale tak nie jest. Tak jak wszędzie panuje tu hierarchia i zasady towarzysko -społeczne.
A to dzień szkolny w skrócie : nuda, plotki, lunch , nuda, nuda...
Kiedy dzwonek ogłosił koniec lekcji, wraz z Niną i naszą przyjaciółką Claudią charyzmatycznym rudzielcem o zielonych oczach, wypadłyśmy z sali od historii.
Stanęłyśmy pod małym daszkiem przy wejściu do szkoły czekając na Cama. Przyglądałam się samochodom i uczniom próbującym jak najszybciej się ulotnić.
– O! A to kto? - Usłyszałam irytujący głos Lucy i oto na scenę wkroczyła królowa ze swym wiernym orszakiem.
Oderwałam wzrok od parkingu, spojrzałam daleko przed siebie i zastygłam.
 Boże… Szturchnęłam Ninę porozumiewawczo łokciem, wskazując brwiami na ogrodzenie szkoły.
– Co?  – Zapytała  skołowana  i  przeniosła  wzrok na  siatkę, mrużąc  przy tym  oczy.  – Ożeż  ty! To on?! – Spytała donośnie.
Tylko jej powiedziałam o Justinie. Nie muszę wspominać o tym, że suszyła mi głowę żebym trzymała się od niego z daleka.
Kiwnęłam  tylko  głową  na jego widok, opierającego  się  o  czarnego Range Rovera, odebrało  mi głos. Jeszcze tego mi brakowało.
 - Znacie go? – Claudia podeszła bliżej.
W tym  samym  momencie  ruszył  w  stronę  furtki. Jego ruchy  były  pewne, a  sylwetka  zgrabna.  Dostojnym  krokiem  minął  ogrodzenie  i  wszedł  na  teren  szkoły.
 – Idzie  tu – powiedziała i  zachichotała Lucy. – Pewnie  wpadłam  mu  w  oko… Rany, ale ciacho. – Poprawiła włosy, cały czas chichocząc. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo.
Miałam ochotę zwiać.  Nigdy wcześniej go tutaj nie widziałam, jestem niemal pewna, że to nie jest przypadek.
Było już za późno na dezercję. Stanął naprzeciw nas. Był zupełnie inny niż w sobotę. Poważniejszy, miał na sobie długi ciemny płaszcz, który leżał na nim idealnie i skórzane buty.
Jego twarz, choć przystojna, nie wyrażała żadnych uczuć, a z oczu bił chłód.
Lucy przecisnęła się na pierwszy plan i wyciągnęła rękę ku niemu.
– Hej, jestem Lucy. Widziałam Cię u mnie na imprezie.
Justin uniósł brwi, spoglądając na nią z góry, jakby była podeszwą jego modnych butów. Jego lekceważąca mina sprawiła, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
– Chciałem porozmawiać z Nastyą – powiedział zimno.
Lucy wzdrygnęła się jak oparzona. Chłopak przesunął się nieco w bok i spojrzał na
mnie wymownie.
– Nastyo, możesz poświęcić mi chwilę?
Skinęłam głową posyłając Ninie i Claudii uspokajające spojrzenie, ruszyłam przez parking. Zatrzymałam się dopiero koło Rovera.
- Czego chcesz ode mnie?
– Pozwolisz, że wytłumaczę Ci to w drodze do domu? -  Zapytał i otworzył przede mną drzwi.
Czy on uważa, że postradałam zmysły? Mam się wozić  z kimś, kogo zupełnie nie znam? Jeszcze czego…
– Chyba nie myślisz, że byłbym tak nierozsądny i zrobił Ci krzywdę, podczas gdy  sześciu świadków widzi, jak wsiadasz ze mną do auta? – Wyjaśnił, jakby czytał w moich myślach.
Spojrzałam w kierunku dziedzińca, na którym stały osłupiałe dziewczyny. Nina bezgłośnie zapytała: Co jest? Claudia miała szeroko otwarte oczy.
– A gdybyś nie miał świadków? – Zapytałam i lekko zadrżał mi głos.
– Nie wiem, za kogo mnie uważasz, ale nie musisz się mnie obawiać - zamilkł na chwilę. -  Chciałbym też przeprosić Cię za sobotę, źle to zacząłem. - Stałam i gapiłam się na niego, podczas gdy reszta szkoły gapiła się na mnie. Chłopak w końcu westchnął ciężko - Proszę.
–Dobra niech Ci będzie – odparłam.
– Postaraj się mi zaufać – zaproponował zamykając drzwi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz