Rozdział 2
Przejeżdżaliśmy ulice,
gdzie dzieciaki biegały między domami w najróżniejszych przebraniach wróżek,
zombie, super bohaterów, mumii i czarownic (oczywiście).
Minęliśmy centrum
miasta.
Zatrzymaliśmy się
przed czarną bramą z kutego żelaza. Przede mną na wzniesieniu ledwie widocznym
z powodu gęstej mgły słał dwór, Birchwood Manor.
W każdym mieście można
znaleźć nawiedzony dwór, ale w Salem było ich już za dużo. Jeśli spytać o to
ludzi, co najmniej jedna trzecia przysięga, że raz lub dwa w życiu widziała
ducha.
Ogromna budowla
przypominała zwykłą starą ruderę, jaką można sobie wyobrazić po obejrzeniu
"Przeminęło z wiatrem". Budynek wzniesiono w stylu klasycznym.
Ogromne gotyckie kolumny podtrzymywały dach, zbyt stromo opadający z jednej
strony. Odnosiło się wrażenie jakby, dom był pochylony niczym stara kobieta.
Kryta weranda prosięta była kwiatami, a w jej wnętrzu stała huśtawka. Dom
pomimo wieku wydawał się solidny i całkiem ładny. Podeszłam do dużych
drewnianych drzwi. Chwyciłam klamkę. Zazgrzytała i usłyszałam jak coś, lub ktoś
po drugiej stronie otwiera zasuwę. Drzwi otworzyły się bezgłośnie na oścież.
Weszłam do
przestronnego, wielkiego pomieszczenia.
Światło wlewało się do
pokoju z wielkiego żyrandola. Dom był stary, ale mimo to w środku było jasno i nowocześnie.
Bez staroświeckich mebli i olejnych obrazów, czy starych pamiątek. Wnętrze
salonu przypomniało bardziej stronę z katalogu sklepu meblowego.
Mama wykonała kawał
dobrej roboty, dając nowe życie pomieszczeniom po tym, jak się
wprowadziliśmy do tej posiadłości.
Ruszyłam w stronę schodów za mną szła Nina, a Cam rzucił
się na kanapę w salonie.
- Tylko się streszczajcie – rzucił, gapiąc się w telewizor.
Cam był jednym z tych
nieszczęsnych chłopaków, którzy byli licealnymi przystojniakami. Wysoki,
szczupły ale dobrze zbudowany (przez grę w kosza) z ciemnobrązowymi włosami -
oczywiście w nieładzie. Oczy koloru mlecznej czekolady i obezwładniający
uśmiech sprawiał, że cały czas jest w centrum zainteresowania. Dzięki swojemu
stylowi bycia potrafi przekonać do siebie niemal wszystkich. Wszystkich oprócz
mnie. Ja zazwyczaj jestem odporna na niego, przeciwnie do Niny.
Schody prowadziły Nas
na górę. Na piętrze znajdowały się trzy pokoje. Weszłam do swojej sypialni.
Pokój był w kolorze
śliwki, bieli i srebra. Na ścianie przy drzwiach znajdował się olbrzymi kolaż.
Nie wyglądał, jakby został wykonany w jakimś konkretnym celu, po prostu zdjęcia
poprzyklejane jedno na drugim. Niektóre zdjęcia zostały wykonane przeze mnie.
Przedstawiały mój
dom, ulice, moje liceum, a także moich przyjaciół. Wiele zdjęć ogrodów. Były
też zdjęcia miejsc które chciałam odwiedzić: niewyobrażalnie niebieski ocean,
kilka mostów, wysp, zabytków.
Róże i Gardenie w
okrągłym wazonie, wypełniły pokój swym delikatnym zapachem. Pod ścianą stało
wielkie łóżko, zarzucone górą fioletowych poduszek. Podłogę pokrywał
puszysty, biały dywan. W pokoju znajdowało się też biurko, na którym
stała lampka i laptop. Duża szafa i regał, wykonane z jasnego drewna. Na regale
znajdowały się moje ulubione książki oraz płyty.
Drzwi ze szkła
prowadziły na taras, z którego rozciągał się widok na ogród.
Bez zbędnych
pogaduszek zabrałyśmy sie do pracy. Musiałyśmy przebrać Ninę w jej
kostium rodem z "Harry’ego Pottera".
Po tym jak skończyła
się ubierać i zawiązałam jej krawat miałam przed sobą najprawdziwszą uczennicę
Slytherinu.
Sama darowałam sobie
przebieranie, po co mam zakładać strój czarownicy, skoro jestem ubrana jak
czarownica. Poprawiłam tylko włosy.
Obydwie stanęłyśmy
przed lustrem.
Ninę znam niemal tak długo
jak Cama. Nina i ja miałyśmy to samo podejście do ludzi i świata. Dzieliłyśmy
te same upodobania, hobby i ciężkie poczucie humoru.
Natomiast bardzo
różniłyśmy się pod względem wyglądu. Nina średniego wzrostu brunetka z długimi
włosami, ciepłą karnacją i brązowymi oczami i słodkiej twarzy, miłej twarzy.
A ja moi drodzy.
Oto moja skromna osoba:
Mam metr siedemdziesiąt wzrostu, jestem szczupła i mam całkiem zgrabną
sylwetkę. Mam naturalnie czarne włosy, jasną karnację i zimne niebieskozielone oczy.
Dodajmy mocny makijaż, prowokacyjny rockowy styl.
Wyszłyśmy z mojego
pokoju i poszłyśmy zgarnąć Cama, który w kuchni wyżerał ciastka mojej
mamy.
Impreza na którą
szliśmy odbywała się u największej zołzy w szkole - Lucy Shepard.
Organizowała ją co roku, zawsze pod innym hasłem. Dziś był to Sabat Czarownic.
Mało oryginalne, zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja.
Ogólnie, ironia
uderzająca do mojej osoby w tym haśle przekonała mnie by tam nie iść. Jednak
niepojawienie się u Lucy, było jak towarzyskie samobójstwo. A dla mnie nawet
jak poddanie się, bowiem od lat ja i wyżej wymieniona zołza prowadzimy coś w
rodzaju "zimnej wojny". Konflikt nie został wypowiedziany, jednak
trwa. Sama nie wiem, jak to się zaczęło. Po prostu pewnego dnia zaczęłyśmy
rywalizować i tak już zostało. Czasami jest tak, że udajemy koleżanki.
Plotkujemy i chichoczemy razem. Dobrze wiem jednak, że wystarczy iż się odwrócę
a ona gada za moimi plecami. Ale jak to mówią "trzymaj przyjaciół blisko,
wrogów jeszcze bliżej".
Impreza odbywała się
na przedmieściach Salem. Dziewczyna mieszkała w wielkiej nowoczesnej wilii.
Muzykę słychać było na całej ulicy. Dziesiątki samochodów stało zaparkowanych
wzdłuż niej, oraz na trawniku. Przed domem piętrzyły się halloweenowe ozdoby.
Dynie, strachy na wróble, pajęczyny i wielkie pająki , szkielety oraz trumny.
Co roku to samo.
Weszliśmy do holu
pełnego poprzebieranych i pijanych ludzi. Wszystko zdawało się pulsować w rytm basów lecących z głośników.
Gospodyni powitała nas
w holu wymuszonym uśmiechem. Jej strój bardziej przypomniał dziwkę, niż
czarownicę. Ale co ja tam mogę wiedzieć.
Ruszyliśmy w głąb
domu. Cam przywitał się z swoimi kolegami i zostawił nas same. Nina zaciągnęła
mnie na środek salonu, który służył za parkiet do tańca. Zaczęłyśmy kołysać się
w takty muzyki. Już po kilku krokach pochłonął nas szał zabawy. Dołączył do nas
Cam, niosąc w plastikowych kubeczkach podejrzaną substancję zielonego koloru.
Pokręciłam głową, kiedy podał mi jeden. Wzruszył ramionami i opróżnił
obydwa kubeczki.
Mimo gorąca panującego
dookoła, przez moje ciało przebiegł zimny dreszcz.
Wtedy go zobaczyłam,
ciemna postać stała pod ścianą opierając się o nią jak wcześniej o nagrobek na
cmentarzu. Jestem prawie pewna, że to był ten sam chłopak...