sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 2

Rozdział 2

Przejeżdżaliśmy ulice, gdzie dzieciaki biegały między domami w najróżniejszych przebraniach wróżek, zombie, super bohaterów, mumii i czarownic (oczywiście).
Minęliśmy centrum miasta.
Zatrzymaliśmy się przed czarną bramą z kutego żelaza. Przede mną na wzniesieniu ledwie widocznym z powodu gęstej mgły słał dwór, Birchwood Manor.
W każdym mieście można znaleźć nawiedzony dwór, ale w Salem było ich już za dużo. Jeśli spytać o to ludzi, co najmniej jedna trzecia przysięga, że raz lub dwa w życiu widziała ducha.
Ogromna budowla przypominała zwykłą starą ruderę, jaką można sobie wyobrazić po obejrzeniu "Przeminęło z wiatrem". Budynek wzniesiono w stylu klasycznym. Ogromne gotyckie kolumny podtrzymywały dach, zbyt stromo opadający z jednej strony. Odnosiło się wrażenie jakby, dom był pochylony niczym stara kobieta. Kryta weranda prosięta była kwiatami, a w jej wnętrzu stała huśtawka. Dom pomimo wieku wydawał się solidny i całkiem ładny. Podeszłam do dużych drewnianych drzwi. Chwyciłam klamkę. Zazgrzytała i usłyszałam jak coś, lub ktoś po drugiej stronie otwiera zasuwę. Drzwi otworzyły się bezgłośnie na oścież.
Weszłam do przestronnego, wielkiego pomieszczenia.
Światło wlewało się do pokoju z wielkiego żyrandola. Dom był stary, ale mimo to w środku było jasno i nowocześnie. Bez staroświeckich mebli i olejnych obrazów, czy starych pamiątek. Wnętrze salonu przypomniało bardziej stronę z katalogu sklepu meblowego.
Mama wykonała kawał dobrej roboty, dając nowe życie pomieszczeniom po tym, jak się wprowadziliśmy do tej posiadłości.
Ruszyłam w  stronę schodów za mną szła Nina, a Cam rzucił się na kanapę w salonie.
- Tylko się streszczajcie – rzucił, gapiąc się w telewizor.
Cam był jednym z tych nieszczęsnych chłopaków, którzy byli licealnymi przystojniakami. Wysoki, szczupły ale dobrze zbudowany (przez grę w kosza) z ciemnobrązowymi włosami - oczywiście w nieładzie. Oczy koloru mlecznej czekolady i obezwładniający uśmiech sprawiał, że cały czas jest w centrum zainteresowania. Dzięki swojemu stylowi bycia potrafi przekonać do siebie niemal wszystkich. Wszystkich oprócz mnie. Ja zazwyczaj jestem odporna na niego, przeciwnie do Niny.
Schody prowadziły Nas na górę. Na piętrze znajdowały się trzy pokoje. Weszłam do swojej sypialni.
Pokój był w kolorze śliwki, bieli i srebra. Na ścianie przy drzwiach znajdował się olbrzymi kolaż. Nie wyglądał, jakby został wykonany w jakimś konkretnym celu, po prostu zdjęcia poprzyklejane jedno na drugim. Niektóre zdjęcia zostały wykonane przeze mnie.
Przedstawiały mój dom, ulice, moje liceum, a także moich przyjaciół. Wiele zdjęć ogrodów. Były też zdjęcia miejsc które chciałam odwiedzić: niewyobrażalnie niebieski ocean, kilka mostów, wysp, zabytków.
Róże i Gardenie w okrągłym wazonie, wypełniły pokój swym delikatnym zapachem. Pod ścianą stało wielkie łóżko, zarzucone górą fioletowych poduszek. Podłogę pokrywał puszysty, biały dywan. W pokoju znajdowało się też biurko, na którym stała lampka i laptop. Duża szafa i regał, wykonane z jasnego drewna. Na regale znajdowały się moje ulubione książki oraz płyty.
Drzwi ze szkła prowadziły na taras, z którego rozciągał się widok na ogród.
Bez zbędnych pogaduszek zabrałyśmy sie do pracy.  Musiałyśmy przebrać Ninę w jej kostium rodem z "Harry’ego Pottera".
Po tym jak skończyła się ubierać i zawiązałam jej krawat miałam przed sobą najprawdziwszą uczennicę Slytherinu.
Sama darowałam sobie przebieranie, po co mam zakładać strój czarownicy, skoro jestem ubrana jak czarownica. Poprawiłam tylko włosy.
Obydwie stanęłyśmy przed lustrem.
Ninę znam niemal tak długo jak Cama. Nina i ja miałyśmy to samo podejście do ludzi i świata. Dzieliłyśmy te same upodobania, hobby i ciężkie poczucie humoru.
Natomiast bardzo różniłyśmy się pod względem wyglądu. Nina średniego wzrostu brunetka z długimi włosami, ciepłą karnacją i brązowymi oczami i słodkiej twarzy, miłej twarzy.
A ja moi drodzy.
Oto moja skromna osoba: Mam metr siedemdziesiąt wzrostu, jestem szczupła i mam całkiem zgrabną sylwetkę. Mam naturalnie czarne włosy, jasną karnację i zimne niebieskozielone oczy. Dodajmy mocny makijaż, prowokacyjny rockowy styl.
Wyszłyśmy z mojego pokoju i poszłyśmy zgarnąć Cama, który w kuchni wyżerał ciastka mojej mamy. 
Impreza na którą szliśmy odbywała  się u największej zołzy w szkole - Lucy Shepard. Organizowała ją co roku, zawsze pod innym hasłem. Dziś był to Sabat Czarownic. Mało oryginalne, zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja.
Ogólnie, ironia uderzająca do mojej osoby w tym haśle przekonała mnie by tam nie iść. Jednak niepojawienie się u Lucy, było jak towarzyskie samobójstwo. A dla mnie nawet jak poddanie się, bowiem od lat ja i wyżej wymieniona zołza prowadzimy coś w rodzaju "zimnej wojny". Konflikt nie został wypowiedziany, jednak trwa. Sama nie wiem, jak to się zaczęło. Po prostu pewnego dnia zaczęłyśmy rywalizować i tak już zostało. Czasami jest tak, że udajemy koleżanki. Plotkujemy i chichoczemy razem. Dobrze wiem jednak, że wystarczy iż się odwrócę a ona gada za moimi plecami. Ale jak to mówią "trzymaj przyjaciół blisko, wrogów jeszcze bliżej".
Impreza odbywała się na przedmieściach Salem. Dziewczyna mieszkała w wielkiej nowoczesnej wilii. Muzykę słychać było na całej ulicy. Dziesiątki samochodów stało zaparkowanych wzdłuż niej, oraz na trawniku. Przed domem piętrzyły się halloweenowe ozdoby. Dynie, strachy na wróble, pajęczyny i wielkie pająki , szkielety oraz trumny. Co roku to samo.
Weszliśmy do holu pełnego poprzebieranych i pijanych ludzi.  Wszystko zdawało się pulsować w rytm basów lecących z głośników.
Gospodyni powitała nas w holu wymuszonym uśmiechem. Jej strój bardziej przypomniał dziwkę, niż czarownicę. Ale co ja tam mogę wiedzieć.
Ruszyliśmy w głąb domu. Cam przywitał się z swoimi kolegami i zostawił nas same. Nina zaciągnęła mnie na środek salonu, który służył za parkiet do tańca. Zaczęłyśmy kołysać się w takty muzyki. Już po kilku krokach pochłonął nas szał zabawy. Dołączył do nas Cam, niosąc w plastikowych kubeczkach podejrzaną substancję zielonego koloru. Pokręciłam głową, kiedy podał mi jeden.  Wzruszył ramionami i opróżnił obydwa kubeczki.
Mimo gorąca panującego dookoła, przez moje ciało przebiegł zimny dreszcz.
Wtedy go zobaczyłam, ciemna postać stała pod ścianą opierając się o nią jak wcześniej o nagrobek na cmentarzu. Jestem prawie pewna, że to był ten sam chłopak...