Rozdział 4
- Nie mam powodów by
Ci ufać - wywróciłam oczami. - Nie mam pojęcia kim jesteś i czego ode mnie
chcesz.
- Mądra z Ciebie
dziewczyna, gdyby było inaczej byłbym rozczarowany.
Zatrzasnął drzwi i po
chwili pojawił się po drugiej stronie. Wsiadł za kierownicę i uruchomił
silnik.
Zignorowałam jego
komentarz zamiast tego patrzyłam, jak próbuje wycofać samochód i jak
najszybciej wyjechać spod szkoły. Obserwowałam jak marszczy brwi i klnie pod
nosem, kiedy samochód za mocno kręcił lub gdy ktoś podjechał zbyt blisko. Znikł
miły Justin.
W końcu znaleźliśmy
się daleko od szkoły i teraz zostaliśmy tylko we dwoje.
- Mieszkam w dworze za
miastem. Prowadzi do niego prywatna droga przy wylocie z miasta -
poinformowałam go.
- Wiem gdzie mam
jechać - odparł sucho.
- Cudownie – mruknęłam.
- Ale to nie jest droga do mojego domu.
- To także wiem. Nie
jadę do twojego domu.
Jechaliśmy dokładnie w
przeciwnym kierunku jeśli mam być dokładna.
- Ale obiecałeś!
Powiedziałeś, że odwieziesz mnie do domu! - podniosłam głos.
Nie czułam się
bezpieczna w jego towarzystwie. Napawał mnie lękiem w jakiś dziwny sposób.
Oparłam głowę o szybę. Co mam teraz zrobić.
- Spokojnie Nastyo.
Najpierw wszystko Ci wyjaśnię, a potem wrócisz do domu - obdarzył mnie
łagodnym spojrzeniem. - Nie zrobię Ci nic złego.
- Zależy od twojej
definicji zła. Według mnie poprawnie to zło.
Jego śmiech wypełnił
samochód.
- Nie porwałem Cię
skarbie. Wsiadłaś do mojego auta z własnej woli - nadal się śmiał, kiedy jednak
spojrzał na mnie i zobaczył, że mi nie jest do śmiechu natychmiast spoważniał.
- Przepraszam. Słuchaj jesteś bezpieczna, nie musisz się mnie obawiać. Pokażę
Ci coś, a potem Cię odwiozę.
Zapadłam się głęboko w
skórzany fotel.
Spojrzałam na niego. Ciemne
oczy przyglądały mi się uważnie.
- Jedziemy na cmentarz
- odezwał się po chwili.
Jakbym nie wiedziała
dokąd prowadzi droga, którą jedziemy. Nie zaskoczył mnie fakt, że na cel naszej
podróży wybrał akurat cmentarz.
Może nawet
spodziewałam się tego. W końcu jestem medium. Czego mógł chcieć ode mnie, jak
nie czegoś związanego z tym.
Zatrzymał auto pod
bramą cmentarza. Na szczęście przestało padać i bez obaw można było wyjść na
zewnątrz.
Wyszedł z auta,
obszedł je i otworzył mi drzwi. Potem ruszył przed siebie. Szedł ścieżką między
nowymi nagrobkami.
- Dokąd idziemy? Justin!
- Szedł szybko i nie patrzył na mnie. Zostałam nieco z tyłu przez omijanie
kałuż, próbując nie wejść w żadną i nie ubrudzić butów i spodni. - Zaczekaj!
W końcu zatrzymał się przed
jednym z grobów. Przyklęknął przed nim i zgarnął z niego kilka liści. Wstał, a
kiedy się odsunął jego twarz wykrzywił grymas ogromnego smutku.
Spojrzałam na
grób. Zatkało mnie.
- O cholera! - wykrzyknęłam - No nieźle!
Patrzyłam na grób
chłopaka, który stoi obok mnie. Niesamowite i przerażające jednocześnie. Napisy na grobie mimo upływu dwudziestu lat
nadal były wyraźne.
Justin Bieber
ZMARŁY:
28.03.1996r.
ŻYŁ 20 LAT
Na grobie było też
zdjęcie. Justin uśmiechał się z niego wesoło.
- Jesteś duchem?
- I tak i nie...
Powinienem być, ale nie jestem...To trudne do wyjaśnienia. - Chciał powiedzieć
coś jeszcze, ale najwyraźniej zrezygnował. Obszedł nagrobek i przesunął dłonią
po czarno-białej fotografii.
- Jak to się stało? - Zapytałam
szeptem.
- Masz na myśli, jak
skończyłem wąchając kwiatki od spodu?
Skinęłam głową.
- Zostałem
zamordowany. Otrzymałem trzy kule w klatkę piersiową. Jednak zamiast iść do
nieba, piekła lub co tam następuje po śmierci, po prostu obudziłem się. Leżałem
na tej ulicy, moje ubrania były brudne od krwi. Mimo to nie miałem śladu po kulach.
W końcu podniosłem się i ruszyłem w drogę do domu. Tam pod bramą powitał mnie
ołtarz żałobny złożony z kwiatów, moich zdjęć, pluszaków i listów do mnie. Do
martwego mnie. Zanim zorientowałem się co się stało, minęło kilka dni. Wreszcie
znalazłem to... - wskazał na nagrobek - a w mojej głowie odezwały się
głosy. Powtarzały, że nie powinno mnie tu być i że zostanę ukarany za powrót.
Praktycznie powtarzają to cały czas, bez przerwy. Nie mam pojęcia jak to
przerwać - stanął obok mnie. - Najgorsze jest to, że ja bym chciał odejść, ale
nie wiem jak.
Objęłam się ramionami
i przez chwilę oboje patrzyliśmy na nagrobek. Jakby to on zawierał wszystkie
informacje.
Było mi żal Justina.
No bo w końcu przeżył swoją śmierć. Po stanie grobu można sądzić, że rzadko
kiedy ktoś go odwiedza.
Ogarnął mnie smutek.
Nie wyobrażam sobie jakie to uczucie stać nad własnym grobem.
Nagle wpadła mi do
głowy pewna myśl.
- Ale skoro, jesteś
tak jakby żywy to czy w grobie znajduje się twoje ciało?
- Nie wiem. Nigdy nie
przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić - odparł patrząc w niebo.- Chodź,
odwiozę Cię.
Szliśmy ramię w ramię
przez cmentarne ścieżki w ciszy.
Nadal zastanawiałam
się nad tym skąd o mnie wiedział. Mówił, że mnie szukał i czekał na nasze
spotkanie. To znaczy, że mnie obserwował, śledził.
Może nie raz był
świadkiem rzeczy które robiłam, a o których nie miał wiedzieć nikt.
Chciałam go o to
zapytać. Nie zrobiłam tego jednak.
- Przez pewien czas
Ramona powtarzała, że zna sposób abym mógł odejść - odezwał się otwierając mi drzwi
samochodu.
Ramona? Znam tylko
jedną kobietę o takim imieniu. Moja lekko zdziwaczała nauczycielka chemii. Ciekawe
czy ona jest w to zamieszana.
- Kłamała?
- Przez dwadzieścia
lat - roześmiał się gorzko. - Tkwię tu bez sensu, a ona zwodziła mnie. Wiesz
kiedy utwierdziłem się w przekonaniu, że żyję chociaż nie powinienem - znalazłem
ją. Obiecała mi pomóc. Jest bardzo podobna do Ciebie. Jednak z tego co
zdołałem się przekonać jest słabsza. Gdy powiedziałem, że chcę się zwrócić z
prośbą o pomoc do twojej rodziny, nie była zadowolona - uruchomił samochód i
ruszył w drogę.
Ramona Froman jest
taka jak ja. No nieźle.
- Jak mnie znalazłeś?
- Przez twoją babcię. Wiesz
ludzie plotkują, kiedyś usłyszałem jak mówili o niej. Zwróciłem się o pomoc do
Anastazji. Niestety twoja babcia zmarła zanim zdążyła mi pomóc,
jednak zostawiła mi list, w którym kazała zwrócić się o pomoc do jej
wnuczki, gdy ta dorośnie - spojrzał na mnie przez chwilę.
Więc moja babcia znała
Justina i to ona go do mnie przysłała. Najwyraźniej
myślała, że będę chętna do pomocy tak jak ona. To nas właśnie różniło
najbardziej - ona chciała pomagać ludziom, a ja nie za bardzo. Ona mówiła
o swoim darze, ja chowam go dla siebie.
- Odnalazłem Cię jakiś
rok temu. Od tego czasu mam Cię na oku – zamilkł, a po chwil dodał. - Źle to
zabrzmiało. Wiem, że widzisz zmarłych i im pomagasz. Widziałem jak odprawiasz
rytuały, jak czytasz Księgę Cieni, jak przywołujesz żywioły. Czekałem na
okazję, aby z tobą porozmawiać. Chciałem byś mi uwierzyła i zgodziła się pomóc.
Zatrzymał Rovera pod
moim domem. Z pochmurnego dnia zrobił się zmierzch i w oknie kuchennym paliło
się światło. Mama krzątała się po kuchni szykując kolację. Pewnie
zastanawia się, gdzie jestem i czemu mnie zadzwoniłam.
- A jeśli się nie
zgodzę? - Otworzyłam drzwi i wysiadłam. - Pomóc Ci.
Westchnął,
przeczesując włosy dłonią. Ten gest wyrażał bezradność.
- Będę zmuszony trwać
tu już zawsze - miał bardzo smutny głos.
- Czego ode mnie
oczekujesz Justin? Co według Ciebie jestem w stanie zrobić?
- Możesz zakończyć
moją egzystencję...